Numer scenariusza: 13
Tytuł: " Nadprzyrodzeni "
Z: Ty, Jeon Jeongguk i Kim Taehyung ( Jungkook, V - BTS )
Długość: 1 częściowy
Dla: Nina
Gatunek: hetero
_______
Byłaś spokojną i ułożoną uczennicą liceum. Nigdy nie wdawałaś się w żadne bójki ani kłótnie. Zawsze towarzyszył ci wewnętrzny spokój który dobrze wpływał na twoje samopoczucie jak i na twoją naukę. Dziś wracałaś ze szkoły w świetnym humorze. Twój test znowu był na pierwszym miejscu w klasie, do której należało 20 osób. Pozostało ci jeszcze tylko nauczyć się na ostatni test jutro. Gdy weszłaś do domu zjadłaś obiad i poszłaś do swojego pokoju się pouczyć. Przygotowałaś wszystkie potrzebne ci książki i wlazłaś na łóżko. Wzięłaś książkę od Biologii i otworzyłaś ją na pierwszej stronie. Ku twojemu zdziwieniu cała jej powierzchnia była pusta. Zaczęłaś przewracać wszystkie strony po kolei i każda wyglądała tak samo. Nerwowo zaczęłaś sprawdzać wszystkie książki. Każdej dotyczyła ta sama sytuacja. Wszystkie wyglądały jakby zostały wrzucone do prania i straciły cały tusz drukarski. Pomyślałaś, że może już głupiejesz ze zmęczenia. Zamknęłaś mocno oczy i otworzyłaś je po chwili, jednak książki cały czas wyglądały tak samo. To było nienormalne, ale nie byłaś w stanie nic z tym zrobić. Pewne było jedno. Nie przygotujesz się na jutrzejszy test. Teraz twoim jedynym źródłem wiedzy była twoja głowa.
Następnego dnia weszłaś do klasy załamana i zajęłaś miejsce przy oknie. Gdy nauczyciel rozdał testy na parapet obok ciebie przyleciał dorodny biały gołąb i siedział tak przesz cały test. Dziś podczas powrotu do domu już nie towarzyszył ci ten dobry humor co zawsze. Czułaś, że tym razem na pewno nie załapiesz się na pierwsze miejsce ani nawet drugie czy trzecie. Po powrocie do domu poszłaś do kuchni zrobić sobie coś do picia. Nagle koło twojego boku rozległ się przeszywający trzask. Kubek który stał na półce niedaleko ciebie zsunął się z niej i gwałtownie uderzając o podłogę rozbił się na tysiąc kawałków. Przestraszona wyleciałaś z kuchni i poleciałaś do swojego pokoju. Wskoczyłaś na łóżko i szczelnie okryłaś się kołdrą. Po chwili ciszy usłyszałaś skrzypienie. Wychyliłaś delikatnie głowę zza kołdry i ujrzałaś jak drzwi od szafy powoli się otwierają. Przerażona wyskoczyłaś z pokoju i opuściłaś dom. Biegłaś prosto przed siebie nie mając na celu żadnego konkretnego miejsca po prostu chciałaś jak najbardziej oddalić się od swojego miejsca zamieszkania. Wbiegłaś do parku i ciężko oddychając zatrzymałaś się żeby odpocząć. Nagle zerwała się straszna wichura. Piach, liście i kamienie stworzyły wir wokół ciebie. Czułaś się przerażona, nie byłaś w stanie z niego uciec. Spojrzałaś przed siebie i ujrzałaś czyjąś sylwetkę zbliżającą się w twoim kierunku. Gdy postać stanęła blisko naprzeciwko ciebie ujrzałaś młodego chłopaka. Jego oczy miały w sobie głęboką czerń jak dno oceanu i błyszczały tak, że mogłabyś w nich dostrzec swoje odbicie. Gdy się tak w ciebie wpatrywał poczułaś jak całą ciebie ogarnia strach. W jego obecności czułaś dziwną aurę lęku.
- Kim jesteś? - szepnęłaś
- Jestem kimś kogo każdy boi się spotkać. - powiedział podejrzanie się przy tym uśmiechając
- Ja się nie boję.
- Udajesz odważną, a tak naprawdę w środku wołasz o pomoc.
Przełknęłaś głośno ślinę i stałaś jak wryta. Chłopak zbliżył usta do twojego ucha i szepnął:
- Sprawię, że twoje życie stanie się ciekawsze.
Całe twoje ciało przeszły dziwne dreszcze.
- Nie potrzebuję do tego twojej pomocy!
On jedynie podejrzanie się uśmiechną i cofając się do tyłu znikł w wirze. Chwilę po jego zniknięciu wichura ustała i wszystko wróciło do normy. Wszystko co cię otaczało, ale nie ty. Stałaś przerażona nie mogąc pojąć tej całej sytuacji.
Następnego dnia stałaś na przystanku oczekując autobusu który jak co dzień miał cię dowieźć do szkoły. Koło przystanku jak zwykle kręciło się dużo ludzi. Między innymi tuż przed tobą przechodził mężczyzna z lodem w ręku. Nagle coś pchnęło twoją nogę do przodu przez co mężczyzna potknął się o nią i przewrócił lądując twarzą w trzech truskawkowych gałkach. Nie miałaś pojęcia jak to się stało. Twoja noga zachowała się jakby całkowicie nie należała do ciebie.
- Bardzo przepraszam. Ja nie...
- Życie ci niemiłe dziewucho?!
Krzyknął i poszedł dalej cały czas marudząc coś pod nosem. Tuż za moment nadjechał twój autobus. Pośpiesznie wbiegłaś do pojazdu. Jak zwykle wszystkie miejsca siedzące były zajęte. Po drodze nagle straciłaś równowagę i poleciałaś na osobę która stała obok ciebie. Przez to cała reszta osób stojących poleciała jak domino po całej długości autobusu. Gdy dotarłaś na miejsce zażenowana wyskoczyłaś z pojazdu i pobiegłaś do szkoły. Dziś mieliście otrzymać wyniki testów. Stresowałaś się jak nigdy. Zazwyczaj byłaś na wysokim miejscu, ale po ostatniej przygodzie z książkami miałaś złe przeczucia. Po otrzymaniu testu szybko spojrzałaś które zajęłaś miejsce. Okazało się, że z pierwszego opadłaś na piękne dziesiąte środkowe miejsce. Jeszcze wcale nie było aż tak źle, ale ty byłaś załamana. Po zakończeniu lekcji ruszyłaś do domu zdołowana. Jedyne co się pocieszało to fakt, że dziś na dworze była piękna i słoneczna pogoda. Takie dni zazwyczaj bardzo cię motywowały. Miałaś nadzieję, że tak będzie i dziś.
- I jak ci mija dzień?
Nagle z rozmyślania wyrwał cię znajomy głos. Odwróciłaś głowę i ujrzałaś jak ku twego boku idzie chłopak którego widziałaś wczoraj w niezbyt normalnych okolicznościach.
- Kim jesteś i czego chcesz?
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
- Ty też mi nie odpowiedziałeś.
- Jestem kimś kogo każdy chce unikać... jestem diabłem.
- Nie żartuj sobie ze mnie i gadaj prawdę. - syknęłaś jednocześnie ironicznie się śmiejąc
- Nie żartuję. Jak się nazywam? Możesz mówić na mnie Kookie. Jestem jak ciastko z papryczką chili.
Słysząc to wybuchłaś śmiechem.
- Lepiej mnie nie drażnij.
Powiedział i zmierzył cię surowym wzrokiem.
- A teraz gadaj czego chcesz.
- Tak jak mówiłem sprawię, że twoje życie stanie się ciekawsze.
- Nie potrzebuję do tego ciasta z papryczką chili. - powiedziałaś drwiąco
- Z tego co wiem jak do tej pory żyło ci się bardzo nudno. Tylko nauka i nauka.
- Jak do tej pory panowałam nad swoimi nogami i nie przewracałam wszystkich ludzi w autobusie.
*
Wyciągnęłaś swój test z plecaka i usiadłaś na swoim łóżku ciężko wzdychając.
- Już tak nie dramatyzuj. Gdyby nie ja nie miałabyś nawet tego dziesiątego miejsca.
Wystraszona zaczęłaś rozglądać się po pokoju. Jednak nikogo nie ujrzałaś. Nagle oślepiła cię mocna łuna światła na środku twojego pokoju. Po chwili wyłoniła się z niej sylwetka młodego chłopaka. Nie był to ten sam który objawiał ci się jak do tej pory i na pewno nie był diabłem. W jego obecności nie czułaś lęku lecz aurę spokoju i ukojenia.
- Kim jesteś? - spytałaś
- Nazywam się Taehyung i jestem aniołem, ale możesz mówić na mnie V.
Powiedziawszy to wyciągnął przed siebie dwa palce i ułożył je w literę ( V ) na znak pokoju.
- Ja jestem ___... Co miałeś na myśli mówiąc " Gdyby nie ja nie miałabyś nawet tego dziesiątego miejsca. " ?
- Siedziałem przy tobie przez cały test i pomagałem ci.
- Więc ten biały gołąb... to ty?
- Dokładnie.
- Mogłeś mi bardziej pomóc. - jęknęłaś niezadowolona
- Ależ ty niewdzięczna. - powiedział i zrobił obrażoną minę
Wyglądał przy tym tak uroczo, że myślałaś, że się rozpłyniesz. Aż biło od niego słodkością. Mogłabyś wpatrywać się w niego bez końca.
- Przepraszam.
Uległaś i przeprosiłaś. Patrząc na niego nie miałaś serca go smucić ani się obrażać.
- Uważaj na siebie ___.
Powiedziawszy to zniknął tak jak się pojawił ponownie cię oślepiając.
- Jak mogę na siebie uważać skoro cały czas prześladuje mnie paprykowe ciasto? - pytałaś sama siebie
Zaczęłaś rozmyślać jak możesz zacząć go unikać. Nagle coś cię oświeciło. Za każdym razem, gdy przytrafiało ci się coś pechowego gdzieś w pobliżu był czarny kruk. Więc anioł jest białym gołębiem, a diabeł czarnym krukiem.
Od teraz omijałaś szerokim łukiem każde miejsce w którym dostrzegłaś czarne ptaki. Tak było i dziś. Zawsze po drodze na przystanek przechodziłaś przez park, ale, że było tam jak zwykle sporo czarnych nieprzyjaciół poszłaś inną drogą. Inna droga oznaczała ryzyko. Szłaś przed siebie przeglądając coś w telefonie. Nagle podbiegł do ciebie mężczyzna z kapturem na głowie i wyrwał ci z ręki telefon po czym zaczął uciekać.
Biegłaś za nim ile tylko sił w nogach i krzyczałaś żeby się zatrzymał. Jednak na marne. Zresztą czego tu wymagać od zwyczajnego złodzieja. W końcu zaczęłaś tracić siły i dostałaś zadyszki. Nie wiedziałaś już dla siebie żadnego ratunku. Jednak nagle dostrzegłaś białego gołębia grzebiącego dziobkiem w ziemi. Pośpiesznie podbiegłaś do niego i padłaś przed nim na kolana.
- Pomóż mi! Proszę, pomóż mi!!
Przechodzący ludzie patrzyli się na ciebie jak na idiotkę.
Nie otrzymałaś żadnej pomocy. Złodziej jak i twój telefon oddalili się już na tyle, że nawet nie byłaś w stanie ich dostrzec. Załamana dodarłaś na przystanek i zrezygnowana usiadłaś na ławce. Za jakiś czas nadjechał twój autobus. Weszłaś do środka i o dziwo było w nim nawet sporo wolnych miejsc. Usiadłaś na jednym z nich i oparłaś się o okno pojazdu.
- Dlaczego mnie unikasz?
Usłyszałaś dobrze znany ci głos.
- Odczep się! - krzyknęłaś
W tym momencie wszyscy pasażerowie skierowali na ciebie swój zdziwiony, a jednocześnie kpiący wzrok.
- Pewnie ciekawi cię czemu tak reagują... Tylko ty mnie widzisz... Więc lepiej się mnie słucha, bo jak mnie zdenerwujesz nikt ci nie pomoże.
Powiedziawszy to zaczął się do ciebie niebezpiecznie zbliżać. Całe twoje ciało zalała fala dreszczy.
- Ja jej pomogę.
Kookie odsunął się od ciebie, a twoim oczom ukazał się V.
- Czy ty na pewno chcesz mi pomagać? Dziś gdy mnie okradano nawet nie wysłuchałeś mojej prośby o pomoc.
- Najwidoczniej miałem przerwę. Nie każdy biały gołąb to ja.
Po wytłumaczeniu się V złapał twoją rękę i przyciągną cię do siebie.
- Lepiej ją zostaw i zajmij się swoimi sprawami. - powiedział poważnym głosem Kookie robiąc przy tym groźną minę
- Bronienie jej przed tobą to moja sprawa. - odpowiedział V
Kookie chwycił za twoją drugą rękę, ścisnął ją mocno i powiedział:
- Mnie się nie drażni. Lepiej ją puść, bo źle się to skończy.
Walka między piekłem, a niebem tworzyła złe impulsy. Ludzie w autobusie zaczęli się dusić. Do twoich oczu zaczęły napływać łzy. Strasznie się bałaś. W końcu duszące sidła dopadły i kierowcę wysysając z niego całe powietrze. Mężczyzna puścił kierownicę i opadł na podłogę. Rozpędzony autobus wyleciał przez barierki na moście i wleciał prosto w głęboką wodę.
*
Gdy otworzyłaś oczy poraziła cię nieskazitelna biel. Czyżbyś trafiła do nieba?
- Wszystko w porządku? Jak się czujesz?
Usłyszałaś czyjś głos i podniosłaś się do siadu. Twoim oczom ukazała się kobieta w jasnym ubraniu. Po chwili zorientowałaś się, że jesteś w szpitalu. Ale jak to możliwe żebyś przeżyła.
- Dobrze się czujesz? - zapytała kobieta
- Tak... chyba tak.
- Chyba? To znaczy, że coś cię boli.
- Nie. - odpowiedziałaś niepewnie nadal nie mogąc pojąć tego, że przeżyłaś
Rozejrzałaś się po sali i ujrzałaś jeszcze dwa inne łózka oprócz twojego. Przyjrzałaś się dokładnie i uświadomiłaś sobie, że to nikt inny jak V i Kookie, ale jak to możliwe? Przecież oni nie są ludźmi.
- Przepraszam. Jak oni się tu znaleźli? - spytałaś kobietę
- Ucierpieli w tym samym wypadku co ty.
- A... czy wszystko z nimi w porządku?
- Tak, ale są bardzo mocno wycieńczeni.
Po udzieleniu ci odpowiedzi kobieta wyszła z pomieszczenia.
Siedziałaś na szpitalnym łóżku i wpatrywałaś się w śpiących chłopaków. Wyglądali tak uroczo i niewinnie. Kookie który zawsze wydawał się być taki groźny wyglądał teraz jak słodki szczeniaczek, a V wydawał się jeszcze słodszy niż zazwyczaj. Nie rozumiałaś tej całej sytuacji. Nie wiedziałaś jak to się stało, że po tym wszystkim leżą w szpitali jak normalni ludzie. Jednak co by się nie działo bardzo się cieszyłaś, że są tu z tobą, że masz ich obu przy sobie.
*
Nadszedł dzień wypisu ze szpitala. Miałaś wrażenie, że teraz będziesz musiała się z nimi pożegnać. Przez tę myśl strasznie kuło cię serce. Po przekroczeniu terenu szpitala stanęłaś przed nimi ze łzami w oczach i powiedziałaś:
- Mimo, że przez was tyle się bałam... Mimo, że przez was spotkało mnie tyle nieszczęść... i tak bardzo was polubiłam i nie mogę tego przeżyć, że teraz muszę się z wami rozstać.
- Niby dlaczego mielibyśmy się rozstać głuptasie? - spytał Kookie
Jego głos wydawał ci się teraz całkiem inny. Mimo, że nazwał się głuptasem w jego głosie było słychać troskę, a na jego twarzy gościł promienny uśmiech którego nie wiedziałaś u niego nigdy wcześniej.
- Planujemy zostać z tobą już na zawsze, czy tego chcesz czy nie, więc nie wiem czym się martwisz. - powiedział V uroczo się uśmiechając
- Jak to możliwe? Przecież nie jesteście ludźmi. Musicie wracać tam skąd przyszliście.
- Nic nie musimy. - odpowiedział ci jak zwykle zadziorny Kookie
W końcu łaskawy V przystąpił do tłumaczenia:
- W autobusie oboje trzymaliśmy cię za ręce. Gdy doszło do wypadku oboje chcieliśmy cię uratować. Przez to w tym samym momencie siły nieba połączyło się z siłami piekła... W ten sposób staliśmy się ludźmi.
- Ludźmi?! Jesteście ludźmi? - spytałaś
Oboje kiwnęli twierdząco głowami, a ty rzuciłaś im się na szyje i mocno przytuliłaś. Oni też objęli cię z całych sił i przez jakiś czas staliście tak w siebie wtuleni.
Później wybraliście się na lody i poszliście do pobliskiego parku żeby miło i razem spędzić czas.
- Cieszę się, że tu ze mną jesteście. Teraz tworzymy własne trio. - powiedziałaś nie mogąc przestać się uśmiechać
Chłopcy spojrzeli na ciebie jednoznacznie i jednocześnie pocałowali cię w policzki. Jeden z jednej, a drugi z drugiej strony. Zaskoczyłaś się taką odpowiedzią z ich strony, a twoje policzki zalała fala rumieńców.
~ Kawai
______________________________________
No i kolejny scenariusz gotowy. :D Jak odbieracie tą pracę..? Przyznam, że długo się nad tym męczyłam nie mając zbyt wielu pomysłów. Cieszę się, że w końcu udało mi się dokończyć, ale nie wiem czy wam się spodobało. Jeśli chcecie śmiało piszcie swoje opinie. -( ^=^ )-
Jaki słodki scenariusz :3 życze weny ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję.. ^^
Usuń<333
OdpowiedzUsuńLove, love, love. To było naprawdę cudne. <333
OdpowiedzUsuń